Dobra, dzisiaj nie mam humoru na przedłużanie niczego, więc z grubej rury - poważnie zastanawiam się nad usunięciem/zawieszeniem/zamknięciem bloga.
Od dłuższego czasu nie ma tu systematyczności, a ja totalnie straciłam zapał do pisania.
Nie mam też żadnych pomysłów ani punktu zaczepienia, więc to raczej jest bezsensu, tak ciągnąć to wszystko byle by było.
Co prawda trochę szkoda mi tych rzeczy, które tu zrobiłyśmy, ale myślę również, że przydałaby się jakaś płonąca asteroida, która przywaliłaby mi porządnie w głowę, żeby coś się zmieniło...
No i moje relacje z drugą autorką bloga, jakby to ładnie ująć... o, mam! Trochę się spieprzyły. Uroczo to brzmi, nieprawdaż? ^o^
Oprócz tego, właściwie nic nie jest takie, jak sobie wyobrażałyśmy na początku. I cóż, pewnie nikogo to nie obejdzie, więc why not?
Dobra mniejsza, jak ktoś to jednak czyta i pragnie zrobić z siebie wyżej wspomnianą asteroidę - proszę bardzo. Ja chyba przekazałam już wszystko, co miałam przekazać, wylałam swe gorzkie żale oraz sprawiłam, że zwiędły Wam oczy (nie mogły to być uszy, z wiadomych powodów... chociaż... mogłabym to nagrać! ^o^), dlatego sayonara kompani, miło było Was poznać!