Oto jest i prolog!
Jednak zanim przeczytacie, musicie wiedzieć, iż autorka tego postu (Leati) z pewnych przyczyn jest teraz nieobecna, wobec czego to ja go udostępniam.
Bez zbędnych przedłużeń, miłego czytania!
◘ ◘ ◘
— Proszę przemyśleć jeszcze tą decyzję.
— Ależ pan nic nie rozumie! Ja już to przemyślałam! Mało tych rozmyślań nie przypłaciłam życiem!
Małżeństwo w średnim wieku siedziało po jednej stronie dębowego stołu. Po drugiej zaś siedział pan w podeszłym wieku. Był niski, miał białe włosy i okulary na nosie. Oparł łokieć na stole i zaczął pocierać kąciki oczu. Już nie pierwszy raz siedzieli przed nim ludzie, którzy chcieli się jak najszybciej wyprowadzić. Spojrzał na mężczyznę z wyraźną prośbą o jakąkolwiek pomoc. Jednak tamten tylko pokręcił głową i rzekł
— Jeżeli moja żona chce się wyprowadzić, to nie zmuszę jej żeby tu została.
Czyli temat zamknięty.
— Dobrze — westchnął właściciel. — Zaraz przyniosę dokumenty i rozwiążemy umowę.
Przez cały ten czas w kącie pokoju stał chłopak. Niedbale oparł się o niski barek i przerzucał z ręki do ręki kauczukową piłeczkę. Nikt nie zwracał na niego najmniejszej uwagi. Nie dbał o to. Czerwona, kraciasta koszula była zapięta pod samą szyję, a biszkoptowe spodnie zwisały na biodrach, gdzie podtrzymywał je pasek. Starszy pan wrócił, niosąc plik papierów.
— Mogliby państwo podać chociaż powód tej nagłej wyprowadzki?
Kobieta nachyliła się nad stołem i rozejrzała się jakby bała się, że ktoś ją podsłuchuje. W momencie gdy jej wzrok padł na piłeczkę w dłoni chłopaka ten zacisnął na niej pięść. Kobieta chwilę wpatrywała się tępo w tamto miejsce, jednak potem zwróciła wzrok w stronę słuchacza i wygodnie rozsiadła się w fotelu.
— Elżbieto... — zaczął jej mąż.
Jedno spojrzenie wystarczyło by umilkł.
— Wiem, że pan może nie uwierzyć...
— Elżbieto — spróbował ponownie.
— Chcę, Janie, żeby pan właściciel mógł ustrzec kolejnych lokatorów — powiedziała oschle. — Jak już mówiłam, może pan mi nie wierzyć, ale wszystko to prawda. Pierwszych kilka tygodni mieszkało się tu wspaniale — przepiękny, zadbany ogród, stary, mający duszę dom. Jednak zmieniło się to gdy kiedyś przyśniło mi się pewne dziecko — chłopak przy barku drgnął. — Szłam plażą, gdy spostrzegłam jakiegoś chłopca. Wpatrywał się on w morze pustym wzrokiem. Spytałam się go „Na co patrzysz? ”, a on najzwyczajniej w świecie, jakby stwierdzał, że woda jest mokra odpowiedział „ Na życie. Na życie, które jest krótsze niż się pani wydaje, panno Elżbieto. ”. Chciałam zapytać go, skąd zna moje imię, ale on za to powiedział „ Proszę pójść za mną”. Chciałam zaprotestować, ale on już znikał za wydmą. Obruszona, że muszę iść za dzieciakiem, szłam po jego śladach.
— Ależ pan nic nie rozumie! Ja już to przemyślałam! Mało tych rozmyślań nie przypłaciłam życiem!
Małżeństwo w średnim wieku siedziało po jednej stronie dębowego stołu. Po drugiej zaś siedział pan w podeszłym wieku. Był niski, miał białe włosy i okulary na nosie. Oparł łokieć na stole i zaczął pocierać kąciki oczu. Już nie pierwszy raz siedzieli przed nim ludzie, którzy chcieli się jak najszybciej wyprowadzić. Spojrzał na mężczyznę z wyraźną prośbą o jakąkolwiek pomoc. Jednak tamten tylko pokręcił głową i rzekł
— Jeżeli moja żona chce się wyprowadzić, to nie zmuszę jej żeby tu została.
Czyli temat zamknięty.
— Dobrze — westchnął właściciel. — Zaraz przyniosę dokumenty i rozwiążemy umowę.
Przez cały ten czas w kącie pokoju stał chłopak. Niedbale oparł się o niski barek i przerzucał z ręki do ręki kauczukową piłeczkę. Nikt nie zwracał na niego najmniejszej uwagi. Nie dbał o to. Czerwona, kraciasta koszula była zapięta pod samą szyję, a biszkoptowe spodnie zwisały na biodrach, gdzie podtrzymywał je pasek. Starszy pan wrócił, niosąc plik papierów.
— Mogliby państwo podać chociaż powód tej nagłej wyprowadzki?
Kobieta nachyliła się nad stołem i rozejrzała się jakby bała się, że ktoś ją podsłuchuje. W momencie gdy jej wzrok padł na piłeczkę w dłoni chłopaka ten zacisnął na niej pięść. Kobieta chwilę wpatrywała się tępo w tamto miejsce, jednak potem zwróciła wzrok w stronę słuchacza i wygodnie rozsiadła się w fotelu.
— Elżbieto... — zaczął jej mąż.
Jedno spojrzenie wystarczyło by umilkł.
— Wiem, że pan może nie uwierzyć...
— Elżbieto — spróbował ponownie.
— Chcę, Janie, żeby pan właściciel mógł ustrzec kolejnych lokatorów — powiedziała oschle. — Jak już mówiłam, może pan mi nie wierzyć, ale wszystko to prawda. Pierwszych kilka tygodni mieszkało się tu wspaniale — przepiękny, zadbany ogród, stary, mający duszę dom. Jednak zmieniło się to gdy kiedyś przyśniło mi się pewne dziecko — chłopak przy barku drgnął. — Szłam plażą, gdy spostrzegłam jakiegoś chłopca. Wpatrywał się on w morze pustym wzrokiem. Spytałam się go „Na co patrzysz? ”, a on najzwyczajniej w świecie, jakby stwierdzał, że woda jest mokra odpowiedział „ Na życie. Na życie, które jest krótsze niż się pani wydaje, panno Elżbieto. ”. Chciałam zapytać go, skąd zna moje imię, ale on za to powiedział „ Proszę pójść za mną”. Chciałam zaprotestować, ale on już znikał za wydmą. Obruszona, że muszę iść za dzieciakiem, szłam po jego śladach.
Przystanął
koło domu identycznego jak ten, w którym jesteśmy. On
stanął i powiedział „Piękny jest mój dom, prawda?”, a mnie
zatkało. Poza tym spojrzał na mnie tak dziwnie, iż myślałam, że
jego wzrok przewierci mnie na wylot! A potem, potem się
obudziłam.
Kobieta skończyła i już brała wdech, aby zacząć mówić dalej.
— No dobrze, ale jak to się ma do wyprowadzki — przerwał jej starszy pan.
— Proszę o chwilę cierpliwości, bo nie skończyłam — zerknęła nań wymownym spojrzeniem. — Od tego powiedziałam, że się zaczęło. Później w piwnicy czułam się nieswojo, jakby ktoś mnie obserwował. Na następny dzień telewizor włączał się i gasł, albo śnieżył. Tydzień temu przez pokój przeleciała żółta, mała piłeczka, odbiła się i zniknęła za drzwiami. Dosłownie, bo gdy po nią poszliśmy nie zastaliśmy nawet jej śladu. To przelało czarę.
Chłopak zacisnął dłoń, na której wylądowała piłeczka ponownie w pięść, po czym odrzucił głowę w tył i zaśmiał się chłodno.
— Dobrze, dokończmy zatem wypełnianie i są państwo wolni.
Chłopak tymczasem schował piłeczkę do kieszeni i poszedł do kuchni, która sąsiadowała z jadalnią. Przeszedł wkoło barku i stanął przed szafką, na której stała srebrna taca. Małżeństwo właśnie wychodziło z jadalni i kierowało się do drzwi wyjściowych. Gdy mężczyzna zamknął z trzaśnięciem drzwi, starszy pan wrócił do jadalni i zapatrzył się na schody prowadzące na piętro. Spojrzał na drzwi prowadzące do piwnicy. Ściągnął okulary, a drugą ręką podrapał się po łysiejącej głowie. Chłopak wziął flamaster z półki i wyjął piłeczkę z kieszeni.
— Cóż, tyś znów nawyczyniał Charles? Przecież to było w miarę miłe małżeństwo. Oj, Charli, Charli. Cóż, ty znów uczynił?
Chłopak zamachnął się. Piłeczka poszybowała nad barkiem, odbiła się od podłogi i wylądowała u stóp starca. Schylił się po nią, odruchowo kładąc rękę na plecach. Założył okulary i oglądnął piłeczkę. Na drugiej półkuli, mimo słabego światła rzucanego przez żarówki w żyrandolu starzec odczytał jedno słowo „ Sorry ”, napisane markerem. Westchnął. Ten chłopak zawsze będzie go zadziwiał, niezależnie od tego ile lat się z nim mieszkało. Odłożył piłeczkę na stół w jadalni i poszedł na górę.
Chłopak odprowadził starca wzrokiem. Odepchnął się od szafek i podszedł do stołu. Wziął piłeczkę i zaczął podrzucać ją niedbale jedną ręką. Drugą włożył do kieszeni spodni. Włosy koloru ciemnego blondu w tym świetle wydawały się być brązowe. Jasnozielone oczy skierował na półkę z książkami i różnymi czasopismami. Stary zgar tykał głośno przepełniając ciszę. Przez otwarte okno do domu docierało chłodne, rześkie powietrze wieczoru. Cicho szumiał wiatr. Na jednym z krzeseł leżał gruby biało - czarny kot. Lizał swoją łapę, oczyszczając ją przy tym z resztek zaschniętego błota.
Kobieta skończyła i już brała wdech, aby zacząć mówić dalej.
— No dobrze, ale jak to się ma do wyprowadzki — przerwał jej starszy pan.
— Proszę o chwilę cierpliwości, bo nie skończyłam — zerknęła nań wymownym spojrzeniem. — Od tego powiedziałam, że się zaczęło. Później w piwnicy czułam się nieswojo, jakby ktoś mnie obserwował. Na następny dzień telewizor włączał się i gasł, albo śnieżył. Tydzień temu przez pokój przeleciała żółta, mała piłeczka, odbiła się i zniknęła za drzwiami. Dosłownie, bo gdy po nią poszliśmy nie zastaliśmy nawet jej śladu. To przelało czarę.
Chłopak zacisnął dłoń, na której wylądowała piłeczka ponownie w pięść, po czym odrzucił głowę w tył i zaśmiał się chłodno.
— Dobrze, dokończmy zatem wypełnianie i są państwo wolni.
Chłopak tymczasem schował piłeczkę do kieszeni i poszedł do kuchni, która sąsiadowała z jadalnią. Przeszedł wkoło barku i stanął przed szafką, na której stała srebrna taca. Małżeństwo właśnie wychodziło z jadalni i kierowało się do drzwi wyjściowych. Gdy mężczyzna zamknął z trzaśnięciem drzwi, starszy pan wrócił do jadalni i zapatrzył się na schody prowadzące na piętro. Spojrzał na drzwi prowadzące do piwnicy. Ściągnął okulary, a drugą ręką podrapał się po łysiejącej głowie. Chłopak wziął flamaster z półki i wyjął piłeczkę z kieszeni.
— Cóż, tyś znów nawyczyniał Charles? Przecież to było w miarę miłe małżeństwo. Oj, Charli, Charli. Cóż, ty znów uczynił?
Chłopak zamachnął się. Piłeczka poszybowała nad barkiem, odbiła się od podłogi i wylądowała u stóp starca. Schylił się po nią, odruchowo kładąc rękę na plecach. Założył okulary i oglądnął piłeczkę. Na drugiej półkuli, mimo słabego światła rzucanego przez żarówki w żyrandolu starzec odczytał jedno słowo „ Sorry ”, napisane markerem. Westchnął. Ten chłopak zawsze będzie go zadziwiał, niezależnie od tego ile lat się z nim mieszkało. Odłożył piłeczkę na stół w jadalni i poszedł na górę.
Chłopak odprowadził starca wzrokiem. Odepchnął się od szafek i podszedł do stołu. Wziął piłeczkę i zaczął podrzucać ją niedbale jedną ręką. Drugą włożył do kieszeni spodni. Włosy koloru ciemnego blondu w tym świetle wydawały się być brązowe. Jasnozielone oczy skierował na półkę z książkami i różnymi czasopismami. Stary zgar tykał głośno przepełniając ciszę. Przez otwarte okno do domu docierało chłodne, rześkie powietrze wieczoru. Cicho szumiał wiatr. Na jednym z krzeseł leżał gruby biało - czarny kot. Lizał swoją łapę, oczyszczając ją przy tym z resztek zaschniętego błota.
Obdarował chłopaka jednym, krótkim
spojrzeniem swoich wściekle żółtych, dumnych oczu. Pomrukiwał
jeszcze chwilę cicho, po czym zapadł w błogi sen. Na górze
zaszumiała puszczana z prysznica woda. Starzec był w łazience.
Tik- tak. Tik - tak. Zegar tykał spokojnie niewzruszony niczym.
Chłopak nadal podrzucał piłeczkę. Czarny napis rozmazał się i
stanowił już tylko niewyraźną plamę.
— Mam ten przywilej wybierania mieszkańców tego domu — powiedział do siebie. — Nadal jestem prawowitym właścicielem. Nadal tu mieszkam — złapał piłeczkę w locie i zacisnął na niej pięść, aż zbielały mu palce, a usta zacisnął w wąską kreskę. — Bez względu na to czy jestem żywy, czy martwy.
Odwrócił się na pięcie i pomaszerował do swojego pokoju – jedynego miejsca niezmienionego przez te trzydzieści lat od kiedy jego dusza odłączyła się od ciała.
— Mam ten przywilej wybierania mieszkańców tego domu — powiedział do siebie. — Nadal jestem prawowitym właścicielem. Nadal tu mieszkam — złapał piłeczkę w locie i zacisnął na niej pięść, aż zbielały mu palce, a usta zacisnął w wąską kreskę. — Bez względu na to czy jestem żywy, czy martwy.
Odwrócił się na pięcie i pomaszerował do swojego pokoju – jedynego miejsca niezmienionego przez te trzydzieści lat od kiedy jego dusza odłączyła się od ciała.
Yo!
OdpowiedzUsuńChesshe (właśnie skojarzyłam to z serem, co ze mną nie tak o.o) i Leati (a to zaś z sałatą... Czy razem jesteście wnętrzem kanapki? Eee... Co ja gadam ;_;), bardzo przyjemnie zapowiada się to opowiadanko. I zignorujcie moje dopiski w niawasach... Dziś mam jakieś dziwne rozkminy xD
Postaram się powiedzieć, jak będą jakieś błędy, ale ja swoich własnych nie widzę, więc... Wiadomo jak z tym będzie. Z reszta Chesshe wie. ;D
Rozgadałam się... Przepraszam, że tak paplam. >.<
O ile się nie mylę to dialogi też zapisujemy po tabulatorze, tak samo jak nowe akapity. Ale plusem są pauzy zamiast dywizów.
— Proszę przemyśleć jeszcze tą decyzję. - tę decyzję.
Jednak tamten tylko pokręcił głową i rzekł - kropka po rzekł.
Pierwszych kilka tygodni mieszkało się tu wspaniale — przepiękny, zadbany ogród, stary, mający duszę dom. - tutaj tę pauzę zamieniłabym czymś innym... Na początku nie wiedziałam o co chodzi, bo byłam pewna, że pojawi się coś w stylu powiedziała, rzekła etc. Nie jest to błąd, ale tylko proponuje to zmienić. Zrobicie jak uważacie. :)
Obruszona, że muszę iść za dzieciakiem, szłam po jego śladach.
Przystanął koło domu identycznego jak ten, w którym jesteśmy. - nie robiłabym tutaj tej przerwy, wygląda jak koniec wypowiedzi. Nie wiem czy to jest błąd, radzę sprawdzić.
Kobieta skończyła i już brała wdech, aby zacząć mówić dalej. - Przed tym zdaniem ma być tabulator, to oddzielny akapit. Można to także zapisać po pauzie za wypowiedzią.
— Proszę o chwilę cierpliwości, bo nie skończyłam — zerknęła nań wymownym spojrzeniem. - zerknęła od dużej litery.
Chłopak tymczasem schował piłeczkę do kieszeni i poszedł do kuchni, która sąsiadowała z jadalnią. - tabulator przed tym zdaniem.
Stary zgar - zegar. Drobna literówka. ;)
biało - czarny - bez spacji przed i po dywizie.
Odwrócił się na pięcie i pomaszerował do swojego pokoju – jedynego miejsca niezmienionego przez te trzydzieści lat od kiedy jego dusza odłączyła się od ciała. - tabulator lub pauza po wypowiedzi chłopaka.
To tyle z błędów, które zauważyłam. Mam nadzieję, że was nie uraziłam ani nigdzie się nie pomyliłam. :) Przez tabulator mam na myśli ten odstęp przed każdym akapitem.
A teraz przejdę do treści. Prolog BARDZO zaciekawił. Masz ładny styl Leati, chociaż wkradają się drobne błędy, ale nie ma ludzi idealnych, prawda?
Charles jest bardzo tajemniczą postacią. Opowiadanie dopiero się zaczęło, a ja już go lubię. Tak samo staruszek.
Jako że to dopiero prolog nie mam za wiele do powiedzenia. Jest dobrze i oby tak dalej. ^^
Pozdrowienia. x
Miło Cię poznać. ^^ Pojechałaś po całości! I szczerze, cieszę się z tego. Nie jestem pewna jak przeoczyłam, znaczy przeoczyłyśmy, te błędy. Na pewno wprowadzimy poprawki. Co do Charlesa, to wzorowałam się na pewnej osobie. :) Dziękuję za wszystko co napisałaś, bo pomoże mi to w udoskonaleniu mojego stylu pisania i będę jeszcze bardziej zwracać uwagę na błędy.
UsuńPozdrawiam :)
Wpadłam jeszcze na chwilę, bo się pomyliła, a raczej pomyliłam znaki interpunkcyjne.
Usuń*Jednak tamten tylko pokręcił głową i rzekł - dwukropek po rzekł.
Prolog konkretny :)
OdpowiedzUsuńNa początku myślałam, że będzie schematyczny, jednak byłam mile zaskoczona znajomością chłopca ducha Charlesa ze staruszkiem ;)
Wygląda na to, że zapowiada się naprawdę dobra powieść :D
Nie wiem ile dzisiaj przeczytam, może nawet uda mi się wszystkie rozdziały? ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Witamy kolejną czytelniczkę! :) Cieszę się, że ci się podoba! Co do schematycznych opowiadań - staramy się, aby nasze były oryginalne i zaskakujące. Cóż mogę jeszcze powiedzieć? Życzę po prostu miłego czytania :)
Usuń