Hello!
Witajcie. Jestem Leati i w ramach rekompensaty za moja poprzednią nieobecność, wrzucam pierwszy rozdział "365 Pięknych Dni". Bez niepotrzebnego przedłużania, życzę miłego czytania. :)
♪ ♪ ♪
Dzień pierwszy
Niech,
cholera, to stare próchno w końcu siądzie na swojej szanownej!
Drażnił
mnie już tym swoim chodzeniem. Z kuchni do pokoju, później do
jadalni i tak dalej. Rozwolnienie ma czy co? Gdybym nie przesiał
swojej piłki, już dawno by dostał w głowę. Nie mogłem już na
niego patrzeć. Wyglądał jakby się czegoś spodziewał. Szczerze,
to mnie to nie obchodziło. Postanowiłem wyjść na zewnątrz.
Przeszedłem
prze drzwi i rozejrzałem się po ogrodzie. Kamienista ścieżka
okalała ogromny skalniak. Nie był wysoki, ale szeroki. Prowadziła ona od bramy wjazdowej do garażu. Rzuciłem przelotne
spojrzenie na nasz taras. Sfinks leżał wyciągnięty na ławce po
prawej stronie. Pod dachem wisiały skrzynki z kwiatami. Zwisały
dostojnie aż na barierkę. Zszedłem po schodach na ścieżkę.
Przechadzałem
się po naszym sadzie dobrych kilkanaście minut, gdy usłyszałem
nadjeżdżający samochód. Dziwne, nie zauważyłem żeby Michel
wyjeżdżał. Zaciekawiony poczłapałem przed dom. Moim oczom ukazał
się pokaźnych rozmiarów samochód z pięcioma drzwiami. Czarne
BMW. Pewnie nowi lokatorzy. Ciekawe ile wytrzymają?
Wszedłem
śmiało do domu. W jadalni Michel podawał młodemu małżeństwu
umowę do podpisania. W kącie pokoju zauważyłem walizki, więc
zamierzali się jeszcze dziś wprowadzić. Usiadłem na jednym z
obrotowych krzeseł przy barku i zacząłem się przysłuchiwać.
— Spadł
pan nam z nieba! — mówiła uradowana kobieta.
— Ja tylko szukam
lokatorów, ponieważ mam sentyment do tego domu — Och, nie
schlebiaj mi, Michelu! — ale nie mam wystarczająco dużo pieniędzy
aby stał pusty.
— Rozumiemy
to doskonale, ale i tak bardzo panu dziękujemy, że pan nas tak
szybko może zakwaterować! — powiedział mężczyzna.
Dokończyli
jakieś bazgroły i oddali właścicielowi naszego domu. Szczerze
całkiem miłe wydało mi się to małżeństwo. Młoda para, chcąca
poznać smak przygody. Może nie będzie tak źle? Chociaż
zaciekawiła mnie ilość pakunków. Pięć obszernych pudeł i trzy
walizki. Nie przesadzają? Trochę dużo ubrań, a pewnie drugie tyle
jest w samochodzie. Jednak wyjaśniałby to fakt, że mają...
— Mamo,
mogę zobaczyć swój pokój? — powiedziała mała.
Tak,
nie zauważyłem jej wcześniej. Siedziała wciśnięta między mamę
a ojca. Brązowe, lekko kręcone włosy opadały na oczy koloru
nieba. Okrągłą buźkę zwróciła w stronę mamy. Z przejęciem
czekała na odpowiedź swojej rodzicielki.
— Jasne,
biegnij zająć jakiś pokój — powiedziała i pocałowała małą
w czubek głowy.
Pełne
usteczka małej rozszerzyły się w szczerym uśmiechu. Na policzkach
powstały dołeczki. Śmiały się też jej duże, okrągłe oczy.
Mała wstała i obeszła krzesło. Z radością pobiegła po schodach
na piętro. Muszę to przyznać – była rozkoszna. Miała na oko
sześć, siedem lat. Była ubrana w dżinsową sukienkę z krótkim
rękawkiem. Na nóżkach miała wygodne sandałki.
Wstałem
trochę zły, że będę musiał znosić małolatę w domu, ale może
będzie jakaś frajda ze straszenia jej? Chyba, że jest jedną z
tych, co to demona w szafie by się nie wystraszyła. Z takimi to
nudno jest. Osobiście wolę jak krzyczą i wołają rodziców.
Czasami jest to lepsze od najlepszego kabaretu puszczanego w TV.
Jednak niestety takie komedie bardzo szybko kończą się
przeprowadzką i jestem łajany przez Michela. Chociaż ostatnio mi
się upiekło.
Wchodząc
na piętro zobaczyłem pootwierane wszystkie drzwi, prócz garderoby i
łazienki. Mała z radosnymi okrzykami latała między wszystkimi
czterema pokojami. Stanęła na chwilę na środku korytarza i
uważnie się przyglądnęła wszystkim drzwiom. Jednym z tamtych
pokoi był mój – niezmieniony od trzydziestu lat. Mała teatralnie
przyłożyła palec do brody i udawała, że się zastanawia, który
pokój wybrać. Po chwili wpadła na pomysł i zaczęła zamykać po
kolei drzwi.
— Ten
nie, bo ma brzydkie drzwi, Ten nie, bo ma za duże łóżko. Ten też
nie, bo ma brzydkie obrazy — mówiła do siebie.
Zatrzymała
się przy moim – właściwie już nie – pokoju. Uradowana
przekroczyła pewnym krokiem próg. Stanęła i rozejrzała się
bacznie wśród czterech ścian. Spoważniała i usiadła na łóżku.
Staromodna komoda, dębowy stolik, szafa, lustro. Dopełnieniem tego
wszystkiego było duże, ale nie za duże łóżko na przeciwko
drzwi. Na ścianach przyklejona była jeszcze tapeta w różne wzory.
Myślałem, że takie maluchy wolą różowe ściany w jednorożce i
tak dalej. Chyba chybiłem co do tej.
— Sena?
Sena, gdzie jesteś? — usłyszeliśmy wołanie ze szczytu schodów.
— Tu
mamo! — dziewczynka zerwała się na równe nogi.
— Widzę,
że w tym pokoju będzie trzeba dużo pozmieniać — powiedziała
wchodząc.
Pozmieniać?
Pozmieniać?! Palcem tan pokój tkniecie, a wylecicie z tego domu
szybciej niż powiecie „duch”. Pokój był zadbany przez Michela
i niezmieniony przez ponad trzydzieści lat! Albo bierzecie dom wraz
z pakietem „odwalcie się od tego pokoju”, albo posiwiejecie ze
strachu!
— Nie!
Mamo, nie chcę! — przeraziła się mała.
— Co
się stało, kochanie?
— Ten
pokój taki mi się podoba! — grzeczna dziewczynka.
— Dobrze, może taki zostać. Jednak czy jesteś tego pewna?
— Tak
— odparła twardo.
— Wiesz,
że mamy wystarczająco dużo pieniążków, aby zrobić twój
wymarzony pokój. Oczywiście musi się zgodzić też pan Michel.
— Mamusiu,
ten pokój mi się podoba taki jaki jest.
Coś
czułem, że ta mała będzie naprawdę dobra. Jest inna niż
większość dziewczynek w jej wieku. Ona bardziej by chciała
zostać wojowniczką, czy odkrywcą niż księżniczką w wielkim
zamku. Popatrzyła ciepło na mamę i uśmiechnęła się po swojemu.
Był to najbardziej rozczulający uśmiech jaki w życiu widziałem.
I po życiu też. Mała powoli wspięła się na paluszki i
rozchyliła ramiona dając do zrozumienia, że chce być podniesiona.
Młoda mama wzięła córkę w objęcia i ucałowała w policzek.
— A
teraz może pójdziemy po twoją walizkę i ciuszki? — spytała
się.
— Tak!
— błysk w oczach małej dał do zrozumienia, że lubi swoją
garderobę.
Zszedłem
za nimi po schodach. Oparłem się niedbale o barierkę schodów.
Przyglądałem się w zamyśleniu jak rozdzielają walizki i
przynoszą kolejne. Mała siedziała na jednym z obrotowych stołków
przy barku. Wesoło machała nóżkami w powietrzu. Przyglądała się
wymianie zdań nowych lokatorów z właścicielem. W pewnym momencie
spojrzała w miejsce gdzie stałem. Z zainteresowaniem wpatrywała
się... we mnie? Stanąłem jak wryty. Czyżby mnie widziała?
Przecież to nie możliwe. Wyrzuciłem już stąd babę, która
podawała się za bezbłędne medium. Okazało się, że nawet nie
umiała ustalić mojej płci. Nazwała mnie dziewczynką o imieniu
Tris. Cudnie, co nie?
Mała
zsunęła się z siedzenia i podeszła do schodów. W pierwszym
odruchu, odskoczyłem jak oparzony. Jednak okazało się, że mała
zamiast widzieć mnie, znalazła moją piłkę, wetkniętą między
schody. Odetchnąłem z ulgą. Co to byłaby za zabawa gdyby mnie
widziała? Wzięła piłeczkę do ręki, przelotnie rzuciła przez
ramię „Idę do pokoju” i pobiegła na górę.
Z
braku innego zajęcia oraz z chęci odzyskania piłeczki poszedłem za
nią. Weszła do pokoju, położyła się na łóżku i zaczęła
oglądać piłeczkę. W końcu rzuciła nią w lustro. Przerażony,
że rozbije rodzinną pamiątkę rzuciłem się na piłkę. Złapałem
ją w locie tuż przed lustrem. Gdy zacisnąłem na niej dłoń stała
się niewidzialna, tak jak ja. Mała wyraźnie uradowana uśmiechnęła
się w stronę, gdzie zniknęła piłeczka. Właśnie zdałem sobie
sprawę z podstępu jakiego użyła. Smarkata była mądrzejsza niż
myślałem!
— Markus!
Wiedziałam, że przyjedziesz za nami! — powiedziała półgłosem.
— Hę?
Markus? — zapytałem.
Gdy
już to powiedziałem, trzasnąłem się otwartą ręką w czoło. Na
szczęście nie mogłem wydać żadnego dźwięku słyszalnego dla
człowieka. Mała miała wymyślonego przyjaciela. Tak, jednak w tym
jedynym była podobna do swoich rówieśników. Za drzwiami
usłyszałem tubalny śmiech Michela. Zacisnąłem rękę na piłce,
aż zbielały mi kłykcie. Starszy pan wszedł do pokoju.
— Z
czego się pan śmiał? — zapytała wyraźnie zaciekawiona.
— Przyszedłem
zobaczyć co tu robisz i czy niczego nie potrzebujesz. Poza tym mama
kazała ci iść spać. Sama jeszcze będzie robić na dole
porządki.
— Ale
z czego się pan śmiał — nie ustąpiła.
— Jak
chcesz się dowiedzieć idź z mamą do łazienki, umyj się,
przebierz w piżamkę i ci opowiem. Dobrze?
— Ale
mama przyjdzie mnie pocałować na dobranoc?
— Jasne.
A teraz biegnij.
Starszy
pan wziął wesołą dziewczynkę pod pachy i postawił na podłodze.
Mała z uśmiechem na ustach wyszła z pokoju i słychać było jak
rozmawia z mamą. Zaraz potem skrzypnęły drzwi łazienki. Dopiero
teraz spojrzałem za okno. Było już ciemno i można było liczyć
gwiazdy. Dziwnie, szybko minął ten dzień. Może to i lepiej?
Spojrzałem
z wrogością na Michela. Jak zamierza powiedzieć małej o mnie, to
musimy to najpierw skonsultować. Tylko jak się porozumieć? Wątpię,
abym znalazł tu kartkę i długopis. Rozglądnąłem się po pokoju.
Lustro. Oczywiście. Podszedłem do tafli zasłaniającej jedną
trzecią mniejszej ściany. Otworzyłem szeroko usta i wypuściłem
powietrze. Uda się czy nie? Na szczęście podgrzane cząsteczki
powietrza osiadły na szkle. Napisałem swoimi zawijasami „Czego?”.
Nie musiałem się odwracać, bo widziałem starca w lustrze.
Natychmiast spoważniał i wycelował wzrok w lustro z bogatymi
zdobieniami.
— Nie
lepiej im powiedzieć? Przecież, to najmilsza rodzina, która tu
mieszkała. Daj im szansę.
Spojrzał
w lustro błagalnie. Miał rację, musiałem mu to przyznać. Ciekawe,
czy jeżeli się dowiedzą o mnie, to uciekną w popłochu? Niech już
im powie. Co ma być, to będzie. Odwróciłem się w stronę starca,
który wpatrywał się w okno. Dlaczego ja jestem mu zawsze
posłuszny? Jakby chciał mógłby owinąć mnie sobie wokół palca.
„Dobra.”. Napisałem i przysiadłem na krześle przy stoliku.
Wlepiłem niewidzący wzrok gdzieś za głową Michela.
Słyszałem
jak szumi woda w łazience. Na dole krzątał się jeszcze ojciec
małej. Starzec mówił coś do mnie, ale równie dobrze mógłby
mówić do ściany. Chociaż nie, ona zrozumiałaby więcej niż ja.
Zamknąłem oczy. Dobrze, że nie muszę spać, bo późna pora i
monotonny szum wody uśpiłby mnie na dobre. Oczywiście nie znaczy
to, że nie mogę zasnąć. Jednak nic mi się nie będzie śniło.
Nie potrzebuję snu, ale zwykle gdy nie ma nic do roboty mogę
zasnąć. Przynajmniej czas szybciej mija.
Na
korytarzu zaskrzypiały drzwi. Po chwili mała stała już w
szlafroku i piżamie w drzwiach. Uśmiechnięta od ucha do ucha,
podbiegła do łóżka i wskoczyła pod kołdrę. Niechętnie wstałem
z mojego ulubionego krzesła i spojrzałem na Michela spode łba.
— Opowiesz?
Opowiesz? Dziadku, proszę! — nalegała.
Dziadku?
To chyba nie jest jej dziadek, co nie?
— Od
kiedy mówisz do mnie dziadku? — Miałem rację.
— Nie
mogę? Nigdy nie miałam dziadka. Pomyślałam, że mogę cię
nazywać dziadkiem. Mogę?
— Tak,
kochanie — powiedział czule, jak do prawdziwej wnuczki.
— To
opowiesz? — zaczynała się niecierpliwić.
— Nazwałaś
go Markusem prawda?
— Tak.
To mój przyjaciel. Bałam się, że zostanie w tamtym domku,
dlatego bardzo się zasmuciłam. Jest moim najlepszym przyjacielem!
— Tylko,
że to nie jest Markus, ale Charles. Jest czymś w rodzaju dobrego
duszka tego domu.
Dobrego?!
Kto tu wyrzuca lokatorów? Co do ducha się zgodzę, chociaż
powinien mnie nazwać przynajmniej złym. Jak nie demonem. Ale dziś
jestem w dobrym humorze, więc udam, że nie słyszałem.
—
Jest tu bardzo długo i można powiedzieć, że chroni nas. Ale nie
lubi jak w jego pokoju się coś zmienia – pogładził małą po
włoskach. — Mam nadzieję, że cię polubi. Tylko pamiętaj żeby
nic tu nie zmieniać. Nie chciałabyś innego pokoju? Takiego z
ładnym biurkiem i ogromnym lustrem?
— Nie.
Ten jest ładny. Jest taki... Taki... — nie mogła znaleźć słowa.
— Czujesz
się tu bezpiecznie, prawda?
— Bezpiecznie?
Jest tu ciepło i miło.
Jakby
na potwierdzenie tych słów zagrzebała się bardziej w kołdrze.
Pokoju rzeczywiście nie pozwalam zmieniać. Chociaż poszedłem na
kompromis i wymieniliśmy moje stare łóżko na trochę nowsze, ale
robione w starym stylu.
— Dobrze
idź już spać. Jest późno.
— Dlaczego?
Nie chcę spać! — niestety, mimowolnie ziewnęła.
— Słońce,
idź spać. Jutro oprowadzę cię po ogrodzie dobrze?
— No
dobrze...
— Dobranoc.
— Dobranoc,
dziadku.
Starzec
ucałował małą w głowę i wyszedł na korytarz. Stałem jeszcze
chwilę wpatrując się w małą. Byłem zły na starca, że nazwał
mnie najpierw dobrym duchem, a potem powiedział, że ich chronię!
Wolne żarty. Miałem tego dość. Spojrzałem ostatni raz spode łba
na dziewczynkę i przeszedłem przez drzwi.
Olo!
OdpowiedzUsuńWitaj Leati, miło mi cię poznać. ^^ Od razu zabieram się doczytania. A tak w ogóle proponuję wam zwijać rozdziały, ładniej wygląda wtedy strona. To tylko sugestia oczywiście.
O tabulatorach przed pauzami już wspominałam. ;)
Narracja pierwszoosobowa? Okej. Po prologu spodziewałam się trzeciej osoby, ale nie przeszkadza mi to.
Niech cholera to stare próchno w końcu siądzie na swojej szanownej! - cholera to wtrącenie, trzeba oddzielić przecinkami.
Rozwolnienia ma czy co? - rozwolnienie, nie rozwolnienia, o ile się nie mylę.
Przeszedłem prze drzwi i rozejrzałem się po ogrodzie. - przez.
— Spad pan nam z nieba! - spadł.
— Ja tylko szukam lokatorów, ponieważ mam sentyment do tego domu, - bez przecinka na końcu.
Dokończyli jakieś bazgroły i oddali właścicielowi naszemu domu. - naszego.
Po drodze pojawiły się powtórzenia słowa powiedziała i była. Spróbuj jakoś je zmienić ;)
Dopełnieniem tego wszystkiego było duże, ale nie za duże W opisie pojawiło się mnóstwo powtórzeń słowa była.
— Dobrze, zostawimy go tak, jak zastaliśmy, chociaż zdziwiła mnie twoja prośba. Jesteś pewna? - trochę tak sztucznie wyszło to zdanie. Nie wiem dlaczego. :/
spytała się. - bez się, po prostu spytała. Dodając się wychodzi na to, że spytała samą siebie.
Powtórzenie przyglądała/przyglądałem.
zaczynała się niecierpliwić. - zaczynała od dużej litery.
pogładził małą po włoskach. - pogładził od dużej litery.
nie mogła znaleźć słowa. - nie od dużej litery.
niestety, mimowolnie ziewnęła. - niestety od dużej litery.
Jeśli wcześniej pojawił się tego typu błąd, a go nie wymieniłam, również popraw. Tutaj możesz o tym poczytać.
Jeszcze nie potrafię dokładnie sprecyzować o co będzie chodzić w fabule, ale wprowadzenie do niej jest pisane bardzo przyjemnie i dobrym stylem. Czyta się szybko i gładko. Zaciekawia i wciąga niemal natychmiast. Byłam tak zafascynowana, że z ledwością zauważałam błędy.
Charles jest zdecydowanie moją ulubioną postacią, jak do tej pory oczywiście. Ma swój własny humor i przemyślenia, które miło się czyta. Jego relacje z innymi domownikami (staruszkiem, tą małą, a także poprzednimi lokatorami) przedstawiasz w ciekawy sposób.
Z mojej strony dzisiaj to tyle. Nie mogę się doczekać rozdziału drugiego
Pozdrawiam. x
Hello!
UsuńI po raz kolejny błędy! Dziękuję, że zwracasz na nie taką uwagę, ponieważ czasami umknie mi kilka. Cieszę się, że podoba Ci się Charles. Pierwszy raz wcieliłam się w rolę męską i jak widzę, udało mi się. Mam nadzieję, że kolejne rozdziały również Cię nie zawiodą.
Pozdrawiam, Leati
Emm, kolejne moje pomyłki. Zazwczaj to po prostu przeoczenia przy kopiowaniu etc. >.< Przepraszam za nie.
Usuń*Dopełnieniem tego wszystkiego było duże, ale nie za duże - tego zdania nie miało być, pewnie niechcący wkleiłam.
Na początku dostrzegłam małą literówkę:
OdpowiedzUsuń„Przeszedłem prze drzwi i rozejrzałem się po ogrodzie.” – „przez drzwi” ;)
„powiedziała i pocałowała małą w czubek głowy. Pełne usteczka małej rozszerzyły się w szczerym uśmiechu. Na policzkach powstały dołeczki. Śmiały się też jej duże, okrągłe oczy. Mała wstała i obeszła krzesło.” – moim zadaniem za częste powtórzenie „małej”.
„Przecież to nie możliwe” – z przymiotnikami piszemy razem - jakie? „niemożliwe”.
Zapowiada się naprawdę dobra historia. Narracja będzie tylko z punktu widzenia Charlesa czy też będzie się zmieniać w zależności od sytuacji? :)
Uwielbiam opowieści o duchach, ponieważ sama takie piszę (nie na blogu, ale jednak ;) ) i są naprawdę bliskie memu sercu.
Mam nadzieję, że wpisy dalej będą tak ciekawe i wciągające i mnie nie zawiedziecie na tym polu :D
Pozdrawiam serdecznie :)
Błędy, błędy i jeszcze raz błędy! :/ Mimo to cieszymy się, że mamy aktywnych czytelników. Przynajmniej wiemy, że po waszych komentarzach nie zostanie ani jeden błąd w rozdziale. Róbcie tak dalej! :)
UsuńTyle ode mnie, pozdrawiam :)