piątek, 4 grudnia 2015

"365 Pięknych Dni" - Rozdział V [OSTATNI]

Hello!

Witajcie. Oto ostatni rozdział naszych "365 Pięknych Dni". Mam nadzieję, że jest w miarę dobry, bo pisałam go na ostatnią chwilę (tak, mam ogromną sklerozę :) ) więc nie zdziwię się, jak będzie ogrom błędów. Poza tym wprowadzamy małe zmiany. Będziemy dodawać posty w środy (Chesshe) oraz w niedziele (Leati). To chyba wszystko, o czym musiałam was poinformować. Bez niepotrzebnego przedłużania, życzę miłego czytania!

♪  ♪  ♪


    Powoli dochodziłem do siebie. Otworzyłem niewiarygodnie ciężkie powieki. Wzrok miałem zamglony. Poraziło mnie ostre popołudniowe słońce. Zamknąłem je ponownie. Przeczekałem chwilę po czym znów je otworzyłem.
    Nadal leżałem na dworze. Słońce wisiało na niebie znacznie niżej, niż w momencie, gdy tu przyszedłem. Rozejrzałem się po ogrodzie. Nie było nikogo. Podparłem się na łokciach, po czym spróbowałem wstać. Kręciło mi się w głowie. Myślałem, że zaraz zwymiotuję. Wstałem chyba za szybko, bo na chwilę przed oczami pojawiły mi się czarne plamy. Czy duchy mogą zemdleć?
    Stałem tak jeszcze, próbując poskładać fakty. Wczoraj, czy raczej nie wiadomo jak dawno, co jakiś czas widziałem na czarno-biało. Jakby tego było mało za drugim razem ktoś, znaczy Pan–Demon–Wielce–Rozwścieczony, ewidentnie chciał się mnie pozbyć. Chciał mnie stąd wykurzyć. To znaczy chce, bo to była tylko jego rozgrzewka i ostrzeżenie dla mnie.
    Ruszyłem wolnym krokiem do domu. Michel siedział na tarasie. Postanowiłem się dowiedzieć ile Pan–Demon–Wielce–Rozwścieczony zabrał mi dni z życia po życiu. Strasznie to zagmatwane, jednak do rzeczy. Chcąc dać mu do zrozumienia, że jestem obok odsunąłem krzesło i usadowiłem się na nim. Nie chciałem ryzykować ujawnieniem się. Poza tym, czy ten facet nigdy nie siedzi w swoim domu? Pewnie woli mnie mieć na oku. Nie dziwię mu się.
Poczekaj.
    Starzec sięgnął ręką na parapet. Jednym ruchem złapał kilka kartek samoprzylepnych i długopis. Jakie szczęście, że zawsze tam stały. Podsunął je do mnie, dając do zrozumienia, że mam zacząć rozmowę. Złapałem długopis i napisałem „ Jaki dzisiaj dzień?”. Mina starca mówiła, że nie tego się spodziewał. Jednak przejął długopis.
Czwartek”
    Opadłem na krzesło. Czwartek. Nie tak strasznie. To tylko jeden dzień co nie? Chociaż może minął cały tydzień? To byłoby już gorzej. Lepiej być pewnym.
,,Dokładną datę, proszę”
,,5 lipiec 2005”
    Jak?! 5 lipiec?! Czyli on... czyli ja... Ludzie, ja byłem nieprzytomny ponad miesiąc! Wyrwałem kartki i długopis starcowi z ręki. Nie mogłem uwierzyć. Miesiąc. Czy demon może być tak potężny? Widać może, skoro mnie na tyle unieruchomił. Nagryzmoliłem z prędkością błyskawicy ,,Co u Seny?”. Michel ponownie miał szok wymalowany na twarzy. Przecież to normalne, że duch pyta się jaki mamy dziś dzień i co u małej dziewczynki... Co nie?
,,Nic. Dostaje jej się cały czas, że siedzi na strychu. Poza tym zaczęła prowadzić pamiętnik.”
,,Nie działo się ostatnio nic dziwnego?”
,,Na przykład?”
,,Cokolwiek! Książki samoistnie nie spadały z półek, rzeczy się nie przemieszczały, itp?”
,,Nie... Jeszcze nie.
,,Dobra, dzięki
    Nie czekałem dłużej. Sam postanowiłem obadać teren. Wszedłem do domu. Zlustrowałem wzrokiem kuchnię i jadalnię. Ściany zostały przemalowane na żółty kolor i ozdobione jakimiś wzorami, które przedstawiały... nie miałem bladego pojęcia co. Zostawiłem te dwa pokoje w spokoju i poszedłem na górę. Sprawdziłem wszystkie pomieszczenia i nic. Gospodarzy nie było w domu. To wyjaśnia obecność Michela – pilnował Seny. Właśnie, gdzie jest mała?
    Jak na zawołanie nade mną coś zaszurało. No tak, starzec wspominał, że Sena uwielbia przesiadywać na strychu. Spojrzałem na sufit. Ciekawe, czy gdybym podskoczył... Stare deski zaskrzypiały pode mną. Stanąłem jak wryty. Spojrzałem na Senę. Nie usłyszała, ani nie zauważyła nic podejrzanego, znaczy mnie. Wyjaśniałoby ją to, że jest przygłucha lub czymś ogromnie zafascynowana. Podszedłem do niej na palcach.
    Skąd ta mała wytrzasnęła pudło z moimi ubraniami?! Przecież wsadziłem je pod wszystkie inne pudła. To znaczy, CHYBA je tam wsadziłem. Teraz już nie pamiętam. Złapała fotografię mojej rodziny. Przyglądała się jej chwilę, po czym zamknęła pudełko i wyjęła jakiś zeszyt. Otworzyła go. Jednak to jej pamiętnik. Zaczęła skrobać coś na jego stronach. Spojrzałem jej przez ramię. Przyznam się szczerze – przeczytałem kilka wpisów.
    To nie jest dziecko! - przemknęło mi przez myśl. Ona chce nauczyć Sfinksa latać?! Mam mu na czole markerem napisać „Kot–Nielot”? Poza tym on nie ma skrzydeł, więc jak ma wzbić się w powietrze? O, niedoczekanie. Przeczytałem jeszcze kilka poprzednich wersów i miałem stanowczo dość.
    Odsunąłem się od Seny. Postanowiłem rozejrzeć się za czymś ciekawym. W najśmielszych snach nie wiedziałem, że na strychu są takie... nudne rzeczy. Najciekawszy wydał mi się czajnik, który stał na jakimś krześle. Poza tym były tam: całkowicie zepsute zegarki, potłuczone filiżanki, kilka marnych witraży oraz trochę starych płócien. Same ramy z płótnem. Obrazów na nich nie było. Nudziło mi się, więc wyjąłem moją piłkę. Zacząłem ją podrzucać. Potem przerzucałem z ręki do ręki. Nagle z dołu dobiegło nas wołanie mamy Seny.
    Mała zamknęła pamiętnik i jak burza wypadła ze strychu. Poszedłem za nią. Już miałem schodzić, gdy zamknęła mi wyjście przed nosem. Ileż jeszcze razy będę musiał przenikać przez ściany, podłogi, sufity i wszystko, przez co da się przeniknąć?! Spadłem w dół. Okazało się, że wszedłem w samo centrum burzy, jaka się rozpętała. Przez chwilę oboje staliśmy jak słupy soli i słuchaliśmy wyrzutów pani domu. Zaraz potem oprzytomniałem i wycofałem się w cień. Co z tego, że mnie nie widziały? Jednak jak ktoś drze ci się nad uchem, jak stare prześcieradło, to warto odejść kawałek.
    Biedna Sena nie miała szansy na ucieczkę. Przyjrzałem się jej twarzy. Nie wyglądała bynajmniej na smutną. Nawet nie miała wyrzutów sumienia! Po chwili nie wytrzymałem i zacząłem się śmiać na całe gardło. Biedna to była, ale jej mama. Niczego nie świadoma zarzynała sobie struny głosowe, podczas gdy mała oglądała jej podrygujące włosy lub świeżo pomalowane ściany lub po prostu tępo wpatrywała się w jakieś miejsce. Mógłbym się odwrócić i zająć się czymś bardziej owocnym, ale nie mogłem oderwać wzroku od tak nietypowego zjawiska. Dzieci nie powinny być posłuszne rodzicom? Widać Sena jest całkowicie inna od rówieśników.
    Po chwili zakończył się słowotok i mama Seny poddała się. Mała poszła się doprowadzić do porządku, a ja wróciłem na strych. Złapałem pudło i poczłapałem z nim w najdalszy kąt strychu. Zacząłem je zagrzebywać w stercie makulatury i jakichś innych, bliżej nieokreślonych rzeczach. Tym razem nie dobierze się do niego. Uśmiechnąłem się triumfalnie. Usłyszałem skrzypnięcie drzwi łazienki. Sena wreszcie wylazła z czeluści łazienkowej jamy. Spojrzałem z niewyraźną miną na podłogę. Czy znów muszę przenikać przez te spróchniałe dechy? Widać niestety tak.
   Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak Sena była brudna. Teraz jej skóra była jasna, a wcześniej brązowawa. Co ona na tym strychu robiła? Po podłodze się tarzała czy jak? Nigdy nie rozszyfruję logiki jej myślenia.Może to i dobrze? Zawsze będzie mnie czymś zaskakiwać.
    Mała otwierała właśnie drzwi swojego pokoju. Poszedłem za nią. Weszła do pokoju i... znów stanęła jak wmurowana. Spojrzałem na nią, a potem w stronę, gdzie się patrzyła. Poczułem jak czas staje na kilka uderzeń serca. Bonnie machał do nas. Pal licho, to, że machał. Jego łapa zakończona była czterema ostrymi pazurami! Co lepsze wgapiał się prosto we mnie. ,,Mamy przechlapane.Pomyślałem i stałem dalej jak sparaliżowany...

CIĄG DALSZY NASTĄPI 

2 komentarze:

  1. Stwierdziłam, że skoro opowiadanie jest już zakończone, to nie ma sensu komentować wszystkich, które mnie ominęły. Wypowiem się, więc tu, tak ogólnie.
    Trochę nie spodziewałam się takiego rozwoju akcji, ale miło mnie zaskoczyło i naprawdę mi się podobało.
    CDN? Woooow! Czyli będzie dalej! Yeah! Nie mogę się doczekać. :)
    I to chyba tyle ode mnie, opko cudowne. Miało swój wyjątkowy klimat.

    OdpowiedzUsuń