Hello!
Witajcie.
Oto ostatni rozdział naszych "365 Pięknych Dni". Mam
nadzieję, że jest w miarę dobry, bo pisałam go na ostatnią
chwilę (tak, mam ogromną sklerozę :) ) więc nie zdziwię się, jak będzie ogrom błędów. Poza tym wprowadzamy małe
zmiany. Będziemy dodawać posty w środy (Chesshe) oraz w niedziele
(Leati). To chyba wszystko, o czym musiałam was poinformować. Bez
niepotrzebnego przedłużania, życzę miłego czytania!
♪ ♪ ♪
Powoli
dochodziłem do siebie. Otworzyłem niewiarygodnie ciężkie powieki.
Wzrok miałem zamglony. Poraziło mnie ostre popołudniowe słońce.
Zamknąłem je ponownie. Przeczekałem chwilę po czym znów je
otworzyłem.
Nadal
leżałem na dworze. Słońce wisiało na niebie znacznie niżej, niż
w momencie, gdy tu przyszedłem. Rozejrzałem się po ogrodzie. Nie
było nikogo. Podparłem się na łokciach, po czym spróbowałem
wstać. Kręciło mi się w głowie. Myślałem, że zaraz zwymiotuję. Wstałem chyba za szybko, bo na chwilę przed oczami pojawiły
mi się czarne plamy. Czy duchy mogą zemdleć?
Stałem
tak jeszcze, próbując poskładać fakty. Wczoraj, czy raczej nie
wiadomo jak dawno, co jakiś czas widziałem na czarno-biało. Jakby
tego było mało za drugim razem ktoś, znaczy
Pan–Demon–Wielce–Rozwścieczony, ewidentnie chciał się mnie
pozbyć. Chciał mnie stąd wykurzyć. To znaczy chce, bo to była
tylko jego rozgrzewka i ostrzeżenie dla mnie.
Ruszyłem
wolnym krokiem do domu. Michel siedział na tarasie. Postanowiłem
się dowiedzieć ile Pan–Demon–Wielce–Rozwścieczony zabrał mi
dni z życia po życiu. Strasznie to zagmatwane, jednak do rzeczy.
Chcąc dać mu do zrozumienia, że jestem obok odsunąłem krzesło i
usadowiłem się na nim. Nie chciałem ryzykować ujawnieniem się.
Poza tym, czy ten facet nigdy nie siedzi w swoim domu? Pewnie woli
mnie mieć na oku. Nie dziwię mu się.
— Poczekaj.
Starzec sięgnął ręką na
parapet. Jednym ruchem złapał kilka kartek samoprzylepnych i
długopis. Jakie szczęście, że zawsze tam stały. Podsunął je do
mnie, dając do zrozumienia, że mam zacząć rozmowę. Złapałem
długopis i napisałem „ Jaki dzisiaj dzień?”. Mina starca mówiła, że nie tego się spodziewał. Jednak przejął
długopis.
„Czwartek”
Opadłem
na krzesło. Czwartek. Nie tak strasznie. To tylko jeden dzień co
nie? Chociaż może minął cały tydzień? To byłoby już gorzej.
Lepiej być pewnym.
,,Dokładną
datę, proszę”
,,5
lipiec 2005”
Jak?!
5 lipiec?! Czyli on... czyli ja... Ludzie, ja byłem nieprzytomny
ponad miesiąc! Wyrwałem kartki i długopis starcowi z ręki. Nie
mogłem uwierzyć. Miesiąc. Czy demon może być tak potężny?
Widać może, skoro mnie na tyle unieruchomił. Nagryzmoliłem z
prędkością błyskawicy ,,Co u Seny?”. Michel ponownie miał szok
wymalowany na twarzy. Przecież to normalne, że duch pyta się jaki
mamy dziś dzień i co u małej dziewczynki... Co nie?
,,Nic.
Dostaje jej się cały czas, że siedzi na strychu. Poza tym zaczęła
prowadzić pamiętnik.”
,,Nie
działo się ostatnio nic dziwnego?”
,,Na
przykład?”
,,Cokolwiek!
Książki samoistnie nie spadały z półek, rzeczy się nie
przemieszczały, itp?”
,,Nie...
Jeszcze nie.”
,,Dobra,
dzięki”
Nie
czekałem dłużej. Sam postanowiłem obadać teren. Wszedłem do
domu. Zlustrowałem wzrokiem kuchnię i jadalnię. Ściany zostały
przemalowane na żółty kolor i ozdobione jakimiś wzorami, które
przedstawiały... nie miałem bladego pojęcia co. Zostawiłem te dwa
pokoje w spokoju i poszedłem na górę. Sprawdziłem wszystkie
pomieszczenia i nic. Gospodarzy nie było w domu. To wyjaśnia
obecność Michela – pilnował Seny. Właśnie, gdzie jest mała?
Jak
na zawołanie nade mną coś zaszurało. No tak, starzec wspominał,
że Sena uwielbia przesiadywać na strychu. Spojrzałem na sufit.
Ciekawe, czy gdybym podskoczył... Stare deski zaskrzypiały pode
mną. Stanąłem jak wryty. Spojrzałem na Senę. Nie usłyszała,
ani nie zauważyła nic podejrzanego, znaczy mnie. Wyjaśniałoby ją
to, że jest przygłucha lub czymś ogromnie zafascynowana.
Podszedłem do niej na palcach.
Skąd
ta mała wytrzasnęła pudło z moimi ubraniami?! Przecież wsadziłem
je pod wszystkie inne pudła. To znaczy, CHYBA je tam wsadziłem.
Teraz już nie pamiętam. Złapała fotografię mojej rodziny.
Przyglądała się jej chwilę, po czym zamknęła pudełko i wyjęła
jakiś zeszyt. Otworzyła go. Jednak to jej pamiętnik. Zaczęła
skrobać coś na jego stronach. Spojrzałem jej przez ramię.
Przyznam się szczerze – przeczytałem kilka wpisów.
To
nie jest dziecko! - przemknęło mi przez myśl. Ona chce nauczyć
Sfinksa latać?! Mam mu na czole markerem napisać „Kot–Nielot”?
Poza tym on nie ma skrzydeł, więc jak ma wzbić się w powietrze?
O, niedoczekanie. Przeczytałem jeszcze kilka poprzednich wersów i
miałem stanowczo dość.
Odsunąłem
się od Seny. Postanowiłem rozejrzeć się za czymś ciekawym. W
najśmielszych snach nie wiedziałem, że na strychu są takie...
nudne rzeczy. Najciekawszy wydał mi się czajnik, który stał na
jakimś krześle. Poza tym były tam: całkowicie zepsute zegarki,
potłuczone filiżanki, kilka marnych witraży oraz trochę starych
płócien. Same ramy z płótnem. Obrazów na nich nie było. Nudziło mi
się, więc wyjąłem moją piłkę. Zacząłem ją podrzucać. Potem
przerzucałem z ręki do ręki. Nagle z dołu dobiegło nas wołanie
mamy Seny.
Mała
zamknęła pamiętnik i jak burza wypadła ze strychu. Poszedłem za
nią. Już miałem schodzić, gdy zamknęła mi wyjście przed nosem.
Ileż jeszcze razy będę musiał przenikać przez ściany, podłogi,
sufity i wszystko, przez co da się przeniknąć?! Spadłem w dół. Okazało się, że wszedłem w samo
centrum burzy, jaka się rozpętała. Przez chwilę oboje staliśmy
jak słupy soli i słuchaliśmy wyrzutów pani domu. Zaraz potem
oprzytomniałem i wycofałem się w cień. Co z tego, że mnie nie
widziały? Jednak jak ktoś drze ci się nad uchem, jak stare
prześcieradło, to warto odejść kawałek.
Biedna
Sena nie miała szansy na ucieczkę. Przyjrzałem się jej twarzy.
Nie wyglądała bynajmniej na smutną. Nawet nie miała wyrzutów
sumienia! Po chwili nie wytrzymałem i zacząłem się śmiać na
całe gardło. Biedna to była, ale jej mama. Niczego nie świadoma
zarzynała sobie struny głosowe, podczas gdy mała oglądała jej
podrygujące włosy lub świeżo pomalowane ściany lub po prostu
tępo wpatrywała się w jakieś miejsce. Mógłbym się odwrócić i
zająć się czymś bardziej owocnym, ale nie mogłem oderwać wzroku
od tak nietypowego zjawiska. Dzieci nie powinny być posłuszne
rodzicom? Widać Sena jest całkowicie inna od rówieśników.
Po
chwili zakończył się słowotok i mama Seny poddała się. Mała
poszła się doprowadzić do porządku, a ja wróciłem na strych.
Złapałem pudło i poczłapałem z nim w najdalszy kąt strychu.
Zacząłem je zagrzebywać w stercie makulatury i jakichś innych,
bliżej nieokreślonych rzeczach. Tym razem nie dobierze się do niego.
Uśmiechnąłem się triumfalnie. Usłyszałem skrzypnięcie drzwi
łazienki. Sena wreszcie wylazła z czeluści łazienkowej jamy.
Spojrzałem z niewyraźną miną na podłogę. Czy znów muszę
przenikać przez te spróchniałe dechy? Widać niestety tak.
Nie
zdawałem sobie sprawy z tego, jak Sena była brudna. Teraz jej skóra była
jasna, a wcześniej brązowawa. Co ona na tym strychu robiła? Po
podłodze się tarzała czy jak? Nigdy nie rozszyfruję logiki jej
myślenia.Może to i dobrze? Zawsze będzie mnie czymś zaskakiwać.
Mała
otwierała właśnie drzwi swojego pokoju. Poszedłem za nią. Weszła
do pokoju i... znów stanęła jak wmurowana. Spojrzałem na nią, a
potem w stronę, gdzie się patrzyła. Poczułem jak czas staje na
kilka uderzeń serca. Bonnie machał do nas. Pal licho, to, że
machał. Jego łapa zakończona była czterema ostrymi pazurami! Co
lepsze wgapiał się prosto we mnie. ,,Mamy przechlapane.”
Pomyślałem i stałem dalej jak
sparaliżowany...
CIĄG
DALSZY NASTĄPI
Stwierdziłam, że skoro opowiadanie jest już zakończone, to nie ma sensu komentować wszystkich, które mnie ominęły. Wypowiem się, więc tu, tak ogólnie.
OdpowiedzUsuńTrochę nie spodziewałam się takiego rozwoju akcji, ale miło mnie zaskoczyło i naprawdę mi się podobało.
CDN? Woooow! Czyli będzie dalej! Yeah! Nie mogę się doczekać. :)
I to chyba tyle ode mnie, opko cudowne. Miało swój wyjątkowy klimat.
Pozdrawiam. X
Usuń