niedziela, 13 grudnia 2015

Gray

 Hello!
Nie było co prawda w środę notki, ale wybaczcie. Jak wiecie pracujemy nad "Cyklem Utraconej Wiary". Dzisiaj zamieszczam niezależne opowiadanie. Nie będzie kontynuacji, mimo iż kończy się niejednoznacznie... chociaż w przyszłości - kto wie? Pisałam to dawno temu, ale mam nadzieję, że nie jest złe.  Bez niepotrzebnego przedłużania, życzę miłego czytania!

♪  ♪  ♪
 
    Biegła przez las. Łuk zwisał przerzucony przez jedno ramie, a sakwa ze strzałami obijała się o plecy. Dziewczyna nie zważała na gałęzie smagające jej twarz. Włosy miała pozlepiane zaschniętym błotem. Z oczu dało się wyczytać tylko skupienie i wycieńczenie. Z oddali słychać było cichnące odgłosy pogoni. Jeszcze gdzieś między drzewami prześwitywał płomień pochodni. Śnieg co chwila zsuwał się z wyższych partii gałęzi i wpadał jej za koszulę. Buty zapadały się w grząskie podłoże, co dodatkowo utrudniało ucieczkę. Poziom adrenaliny powoli spadał i górę brało wyczerpanie. But po raz kolejny zapadł się w błocie. Krzyknęła zasłaniając twarz przed upadkiem. Uderzyła o ziemię. Z każdym upadkiem było jej coraz ciężej wstawać. Łuk boleśnie wbił jej się pomiędzy żebra.
    Uniosła się najpierw na rękach, po czym uklękła. Spojrzała za siebie. Pogoń została daleko w tyle. Było słychać już tylko rozwścieczone zwierzęta, rozpaczliwie domagające się zdobyczy. Poczuła jak do oczu cisną jej się łzy. Wybuchnęła cichym szlochem. A więc tak! Dali radę ją przepędzić! Wie, że nie ma po co tam już wracać. Na nowo wezbrał w niej bunt. Tak nie może być! Nie wygrają z nią tak łatwo! Może i tam nie wróci, ale znajdzie sposób aby pokazać, że jest silniejsza niż im się wydaje. Spojrzała na siebie. Mimo zamglonego wzroku widziała w jakim stanie jest jej ubranie - poszarpane, mokre i ubłocone. Ponieważ była wczesna wiosna, to śnieg zaczął topnieć. Przed jej ustami tworzyła się para. Westchnęła. Dookoła niej nadal utrzymywała się biała pierzyna.
    Z rozważań wyrwał ją jakiś dźwięk. Zerwała się na równe nogi. Zdjęła łuk i drżącymi rękami wyjęła jedną strzałę. Wycelowała i czekała. Szmer stawał się coraz głośniejszy. Jej oczy rozszerzały się z każdą chwilą. Strach ponownie opanował jej ciało. Zaczęła drżeć mimo woli. Nagle z krzaków wybiegł wilk. Stanął przed nią i wszystkowiedzącymi oczami chłonął widok. Przysiadł na tylnych łapach. Był szary i cały mokry od topniejącego śniegu. Z niewyobrażalną ulgą opuściła łuk. Strzałę schowała ponownie do sakwy. Wilk przekrzywił łeb w jedną stronę.
— Co się tak patrzysz?
   Na te słowa uniósł łeb i zawył. Mimo rozpaczy musiała się uśmiechnąć. Podeszła do niego i pogłaskała go po łbie. Gdy przestała ponownie trącił jej rękę. Jeszcze raz poczochrała jego miłą w dotyku sierść, po czym wstała.
    Spojrzała przed siebie. Poczuła jak kolejne łzy cisną jej się do oczu. Niepokój ogarniał ją z każdym postawionym krokiem. Czy przeżyje konsekwencje swoich czynów, jakimi jest ucieczka i przeżycie? Niepewność i strach o przyszłość nie dawały jej spokoju. Spojrzała na wilka. On tylko ponownie przekrzywił głowę, zamrugał przyjaźnie i również wstał. Dziewczyna w duchu ucieszyła się, że chociaż ma jakiegoś towarzysza podróży. Podniosła łuk z ziemi czerwonymi z zimna palcami i zaczęła iść dalej. Wilk szedł spokojnie za nią. Przeszła już spory odcinek drogi. Powoli się uspokajała. Pogoń dawno się wycofała, więc jeden problem z głowy. Jednak miała się o co jeszcze martwić. Stawiała krok po kroku.  Martwiła, że ktoś może ją wytropić po błotnych śladach na nieskazitelnie białym śniegu. Jednak przecież niedługo śnieg stopnieje, a ona powinna być wtedy daleko. Zwolniła. Przed nią roztaczał się bór z młodymi drzewkami posadzonymi chyba przez leśniczych, jednak nie mogła stwierdzić tego na pewno. Spojrzała przez ramię na wilka. Widać mu też nie uśmiechało się przedzieranie przez gałęzie.
    Rozchyliła jedną, potem drugą i szła dalej. Tu przynajmniej podłoże było mniej grząskie. Zamknęła oczy i brnęła dalej. W końcu, gdy nie mogła wymacać już żadnej gałęzi, stanęła. Z gąszczy właśnie wyszedł wilk. Otrzepał się z igieł i rzepów po czym przysiadł. Otworzyła oczy. Przed nią nie było już podmokłego i zaśnieżonego lasu, tylko drzewa z bujnymi zielonymi koronami, krzewy z owocami i ptaki przecinające z zawrotną szybkością powietrze. Wyglądał jak każdy inny las w lecie. Sama nie wiedziała dlaczego zaniepokoiło ją to. Przecież się tego spodziewała – najpierw zima, a później lato, albo ewentualnie wczesna jesień.
    Nagle wilk podbiegł, chwycił i wyrwał jej z ręki łuk, tak, że nie zdążyła zareagować. Z zawrotną szybkością przeskoczył przez kilka kamieni i znikną za drzewami. Próbowała go dogonić, ale wilka nie dogoni nikt, tak wykończony jak ona. Wredna, zdradliwa bestia! Chciała tylko zabawki do gryzienia! Mało w lesie gałęzi?! Straciła jedyną broń, strzały są teraz zbyteczne. Cisnęła sakwą o ziemię i pohamowała chęć zdeptania jej, a sama usiadła na kamieniu obok. Nie, tym razem się nie popłacze. Po co? Czy jej to pomoże? Nie, tylko będzie jeszcze bardziej zmęczona. Oparła łokcie na kolanach i skryła twarz w dłoniach. Po chwili usłyszała wycie. Pewnie jest zadowolony ze zdobyczy. Wredny, nielojalny wilk! Złość stawała się wręcz nieznośna i nie na miejscu. Co taki wilk zrozumie? Stało się i koniec. Trzeba się ruszyć z miejsca, bo noc się powoli zbliża. 
   Nagle usłyszała szelest i odgłosy kroków. Może to tylko wilka tknęło sumienie? Raczej nie,  przecież zwierzęta nie mają takich odruchów. Nie zdołała przekonać nawet sama siebie. W pierwszym odruchu rozejrzała się dookoła. Co można użyć jako broni? Znalazła jakiś kij, pochyliła się po niego i już słuchała uważnie. Marna obrona, ale zawsze coś. Wyprostowała się, a jej srebrzyste włosy zasłoniły jej twarz niemal całkowicie. I dobrze nikt nie musi wiedzieć jak wygląda, ani kim jest. Była gotowa do ataku. Wytężyła słuch. 
— Gdzie ty mnie prowadzisz co? Co, Gray? Komuś ty znów łuk podwędził?
    Głos był miękki i donośny. Zdecydowanie należał do mężczyzny. Słowa były coraz wyraźniejsze, a kroki głośniejsze. Poczuła, jak serce tłucze się jej w klatce piersiowej, jak gardło zaciska strach, a źrenice rozszerzają się. Stanęła na rozszerzonych nogach, zgięła kolana, wyciągnęła rękę z kijem i czekała. Te kilka chwil wydało jej się wiecznością. Już widziała zarys postaci i wilka. Ponownie wyższe drzewko zasłoniło mężczyznę. Dziewczynie zaczęła drgać ręka. Starała się opanować ogromny, tłumiony strach. Najpierw z cienia wyszedł wilk, a zaraz po nim wysoki mężczyzna. Początkowo nie zobaczył dziewczyny i patrzył na wilka, który przysiadł niespodziewanie na tylnych łapach.
— A tobie co?
    Chłopak trzymał jej łuk. Nie był starszy od niej. Miał brązowe włosy i bardzo jasne, niebieskie oczy, a w nich był wyrazem troski i miłości.  Opuściła swoją prowizoryczną broń. Wyprostowała się i dostawiła jedną nogę do drugiej. Drugą, wolną ręką ściągnęła z twarzy włosy i zarzuciła je do tyłu. Wypuściła kij. Głuche echo rozeszło się po lesie. Dopiero w tym momencie chłopak spostrzegł jej obecność. Spojrzał na nią z uśmiechem. Jednak stopniowo radość w oczach wyparło zdziwienie i to nie byle jakie. Otwierał lekko i zamykał usta, jakby chciał coś powiedzieć. Jednak to ona pierwsza się opanowała.
— Konrad?
   Nie wierzyła własny oczom. On stoi przed nią, on, prawdziwy! Taki z krwi i kości, a nie taki z jej wyobraźni. Chwilę patrzyli na siebie z takim samym zdziwieniem w oczach. Uczucia walczyły w niej ze sobą. Czuła zdziwienia, jak i niewyobrażalną radość pomieszaną z miłością do chłopaka przed nią.
— Inga? Co ty tu robisz?
   Nagle poczuła jak spod jej nóg ucieka grunt. Nie starała się niczego złapać. Nie bała się. Wiedziała, że nawet jak zemdleje, jest przy niej ktoś, kto nie da jej zrobić nic złego. Przed oczami stopniowo pojawiała się czarna plama. Opadła najpierw na kolana. Po jej policzkach pociekły łzy – łzy ulgi i radości. Chłopak jednak był na tyle szybki, że zdążył złapać ją zanim upadła na ściółkę. Ostatnie co zapamiętała to troskliwy głos wymawiający jej imię i szary wilk liżący czule jej dłoń.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz